W Rawiczu dyrektor szpitala oferuje 1000 zł każdemu kto mu przyprowadzi lekarza. To jest coś nowego. Jeżeli pensja tego przyprowadzonego nie będzie mniejsza od 1000 zł pomysł może przynieść efekty. Co więcej – da się zastos ować w innych deficyt owych branżach. Kto przyprowadzi policjanta na posterunek, będzie miał umorzony mandat. Kto dostarczy nauczyciela do szkoły, dostanie gwarancję matury dla swego dziecka… itp. Kto wie, czy nie powstanie nowa branża – łowcy personelu?
Istnieją co prawda urzędy, które powinny się tym zajmować, ale urząd wiadomo: jest od urzędowania. Ma swoje procedury, struktury, tryby. Jest z zasady ociężały. Urząd przychodzi rano do roboty, rozsiada się za biurkami, otwiera szuflady, temperuje ołówki, włącza komputery, rozkłada pieczątki, parzy kawę i czeka co też mu się zwali na głowę tego dnia.
Z natury rzeczy najbardziej ociężały jest Urząd Rady Minis trów. Duży jest, wszechogarniający. „Honor i Ojczy zna” wisi mu nad wejściem. Takie hasło przytłacza odpowie dzialnością. Zanim urząd podejmie decyzję musi się zadum ać, naradzić, uzgodnić, w wielu przypadkach – w ogóle się dowiedzieć o co chodzi? Są spra wy o których piszą w gaze tach i można rano się zorientować. Ale jest wiele spraw po mijanych przez dziennikarzy…I ważne problemy pęcznieją na twardych dyskach i w szufladach, by któregoś dnia wybuchnąć. Same uzgodnienia międzyresortowe zabierają tyle czasu, że ministrowie często nie wiedzą gdzie się jaki problem podziewa, co się z danym tematem dzieje? Pamiętajmy, że ministrowie zmieniają się dużo częściej niż urzędy. Toteż przez pierw sze tygodnie, lub miesiące muszą się zorientować czego od ich szef wymaga i po co im to było? W wypadku obecnego rządu ten etap trwa osiem miesięcy.
Właśnie niedawno pewien minister pokapował się, że lada dzień brukselski Urząd zamknie polskie stocznie. Zobaczył w telewizorze stoczniowców demonstrujących w Warszawie. Ledwie zaczął rozpytywać swoje departamenty co to za historia, niecierpliwi stoczniowcy pojechali do Brukseli by tam protestować przeciwko dramatycznej decyzji kasowania ich zakładów pracy. Jacyś narwańcy. Jakby nie mogli poczekać aż minister dowie się co z tym fantem zrobić. Sam nie wie bo nie kończył odpowiednich studiów, premier też mu nie powie, bo nie lubi rozmawiać o kłop otach. Kłopoty psują wizerunek. A jak się ogłosi, że wszystkiemu zawiniły poprzednie rządy, to im się psuje wiz erunek. Tu dochodzimy do kluczowego problemu każdego urzędu. Jest nim wizerunek. Decyzje są ważne o tyle, o ile wpływają na wizerunek. Takie mamy wizerunkowe czasy. Jak ktoś jest sympatyczny, uśmiechnięty, czarujący – może nie podejmować żadnych decyzji. Jedynie w piłce nożnej to się nie sprawdza, niestety, niestety…
Jan Pietrzak